** Rano **
Obudziłam się koło 10 i kompletnie nic mi się nie chciało, ale nie miałam ochoty spędzić tego dnia zamknięta w pokoju z Ashley'em. Postanowiłam więc nastawić się na totalny chill out. Minęłam Ash'a chrapiącego na kanapie i poszłam popływać. Pogoda idealnie się do tego nadawała.
Na plaży czas zleciał mi do południa. Później poszłam do hotelowej restauracji i zamówiłam sobie kawę mrożoną i coś do jedzenia. Zobaczyłam dyrektora hotelu idącego w moją stronę i już po chwili siedział przede mną.
- Doszły mnie słuchy, że wczoraj na twoim piętrze miała miejsce jakaś awantura- powiedział. Ups... nie dobrze
- To nie była awantura tylko wymiana zdań - od początku nie był do mnie dobrze nastawiony, a teraz to mam przerąbane
- Goście twierdzą co innego. Myślę że twój pobyt tutaj nieco się skróci
- Jak to?
- Jutro wracasz do domu. Już rozmawiałem z twoim szefem. Samolot masz o 11. Nie spóźnij się. - i odszedł zostawiając na stole bilet i mnie osłupiałą przy stoliku. Normalnie szczęka mi opadła.
Wstałam i poszłam za nim
- Ale jak to? Przecież nie byliśmy głośno!
- Bez dyskusji- i odszedł. Tak po prostu. Bezczelny typ! Jak można być takim burakiem?
Wściekła wróciłam do pokoju, gdzie Ash siedział na kanapie.
- Rose? Możemy pogadać? - zapytał. Wydawało mi się, że był już trzeźwy, ale byłam zbyt zdenerwowana żeby rozmawiać
- Nie teraz. Pakuj się. Jutro muszę się wymeldować z hotelu - powiedziałam i zamknęłam się w pokoju. Zaczęłam rzucać poduszkami w ściany- tak wiem, szalenie dorosłe ale moja cierpliwość jeszcze nie zregenerowała się po wczoraj.
Usłyszałam pukanie i drzwi lekko się uchyliły.
- Co się stało? - myliłam się. Było od niego czuć alkohol
- Przez wczorajszą kłótnię muszę wracać do domu, ale ty się nie przejmuj, jak wyjdziesz na ulicę to na pewno wkrótce znajdzie się w okół ciebie tłum panienek które z chęcią się tobą zaopiekują. Może nawet znajdziesz tą z wczoraj
- Jesteś strasznie przewrażliwiona - i po samokontroli
- Chwila, czegoś tu nie rozumiem! Wyciągnąłeś mnie na imprezę a potem olałeś dla jakichś panienek. - zaczęłam wyliczać - Musiałam czekać na ciebie pod pokojem w samym bikini nie wiadomo ile czasu. Kiedy w końcu się zjawiłeś przyprowadziłeś do mojego pokoju tanią panienkę i miałeś zamiar bzykać się z nią praktycznie w mojej obecności. Nie zgodziłam się więc zacząłeś się mnie czepiać i teraz muszę wracać do domu wcześniej i ty masz czelność mi mówić że jestem tylko przewrażliwiona?!
- Żałuję że to się tak potoczyło - powiedział, choć już nie tak pewnie.
- Super. W takim razie nie będę ci dalej psuć humoru - zaczęłam rzucać w niego poduszkami. Nic już nie mówiąc wyszedł.
Chyba byłam naiwna mając nadzieję na dłuższą znajomość. Jak to możliwe, że coś tak wspaniałego przerodziło się.... w to co jest obecnie. A miało być tak pięknie.
Klnąc na wszystko chciałam się spakować, ale szybko się poddałam.Zrobię to jutro.
Usiadłam na łóżku i starałam się uspokoić.
- Wszystko będzie w porządku. Jutro wrócę do domu i wszystko wróci do normy. Zapomnę że w ogóle poznałam Ash'a i nadal będę cieszyć się jego muzyką jak gdyby nigdy nic.
Kogo ja chce oszukać? Ash był moim idolem. Zawsze myślałam że jest inny niż wszyscy myślą.
Teraz nie wiedziałam już co sama myślę i byłam po prostu zmęczona psychicznie dlatego włączyłam tv i zapatrzyłam się w jakiś durnowaty film.
Wieczorem przeszłam się ostatni raz na plażę. Usiadłam na piasku i chłonęłam widok jak zahipnotyzowana: setki gwiazd nad taflą wody. W końcu odwróciłam wzrok od nieba i rozejrzałam się dookoła. Siedziałam blisko miejsca, gdzie wygłupialiśmy się razem z Ashley'em... i cała moja złość zmieniła się w smutek. Wróciłam do pokoju ( odnotowałam zniknięcie Ashley'a) i położyłam się spać ze słuchawkami w
uszach. Jak zwykle mój odtwarzacz wylosował utwór BVB. Zasnęłam
wyobrażając sobie inne zakończenie tej wycieczki...
** Poranek następnego dnia **
Nie cierpię wstawać wcześnie. Zdecydowanie jestem nocnym markiem i bez kofeiny nie dałabym rady funkcjonować przed południem, a musiałam jeszcze jakoś logicznie poukładać rzeczy w walizce ( żeby się zmieściły). Na szczęście nie zajęło mi to wcale tak długo więc mogłam pójść jeszcze na śniadanie. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam spakowane walizki Ash'a, ale jego nigdzie nie było.
Szkoda, mogliśmy się chociaż pożegnać. Napisałam na karteczce kilka słów, przypięłam ją do jego walizki i poszłam do wyjścia z hotelu. Taksówka już na mnie czekała, tak jak zapowiedział łysy pajac. Zanim się obejrzałam siedziałam już w samolocie.
Stewardessa pokazywała nam instrukcje, a samolot wzbił się w powietrze. Warstwa chmur z góry wyglądała jak pola waty cukrowej. Oparłam głowę o ścianę i zasnęłam.
Śnił mi się Ashley siedzący w moim domu i bawiący się z Batmanem. Podbiegłam do nich i wysmarowałam mu twarz bitą śmietaną. Śmialiśmy się, a Batman zjadał śmietanę z jago nosa. Wtedy się obudziłam. WTF? Już nigdy nie zjem orzeszków w samolocie. Pewnie coś do nich dosypują. Samolot właśnie zbliżał się do lotniska co oznaczało odtykanie uszu- kolejna rzecz której nie cierpię. Eh... ja to jestem marudna. Muszę coś z tym zrobić bo ze sobą nie wytrzymam, a nie mam wyboru.
Ludzie strasznie się spieszyli opuszczając samolot. Tak bardzo że co chwilę mnie szturchali
- Nie ma po co się śpieszyć. Nic się nie pali, samolot zaraz nie wybuchnie więc dajcie mi w spokoju wyjść
Zasłużyłam sobie na mordercze spojrzenia ludzi za mną ale nikt się nie odezwał. Za to szturchania ustały. 1:0
Resztę drogi do domu przebyłam w spokoju. Na miejscu tylko wrzuciłam bagaż do przedpokoju i pognałam do Luca odebrać mojego towarzysza. Sama w domu nie dałabym rady.
- Czego znowu?! - usłyszałam po zapukaniu do drzwi
- Kupi pan ciasteczka?- zapytałam udając dziecięcy głos
- Nie jem słodyczy! - drzwi się otworzyły - Rose! Co ty tu robisz?
- Stoję sobie, a co?
- Ale miałaś wrócić później
- Plany się nieco pozmieniały. Można powiedzieć że mnie wywalili. Dłuższa historia
- Musisz mi wszystko opowiedzieć - uśmiechnął się w końcu
- Kiedy tylko będziesz miał ochotę
- Nie mogę się doczekać. Tylko że za chwilę mam ważne spotkanie... rozumiesz- chyba było mu głupio
- Rozumiem. Może wpadniesz do mnie na kawę? Teraz i tak jestem zmęczona podróżą więc pewnie ciężko by mi się opowiadało
- W takim razie jutro?
- Upiekę babeczki - puściłam do niego oczko
- Trzymam za słowo. Pójdę po twojego kota. Swoją drogą strasznie rozrabia.
- Jak to mały kociak- Luc wrócił z torbą i moim kotkiem - Batuś!
- Tęsknił za swoją kocią mamą
- Nie tak bardzo jak ja za nim.- uściskałam go mocno - Dziękuję że się nim zaopiekowałeś. Już nie zabieram ci czasu
- Żaden problem. To do jutra. Będę koło połódnia
- Będę czekać. Trzymaj się- pomachał m mu na pożegnanie i poszłam do domu.
- Idziemy do domku malutki - powiedziałam
- MEOW - odpowiedział
Wchodząc do domu wyciągnęłam jeszcze pocztę ze skrzynki. To pewnie i tak same reklamy więc rzuciłam je na stolik. Swoją ciężką walizkę wtaszczyłam na piętro i wyciągnęłam z niej coś do spania. Wypompowana z sił padłam na łóżko i tak już zostałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz