niedziela, 18 października 2015

Rozdział 11

Budzik zadzwonił zdecydowanie za wcześnie... Ale sama się w to wpakowałam. Batman (śpiący obok) zdecydowanie nie chciał jeszcze wstawać, ale on nie musiał.
Tak więc samotnie zeszłam do kuchni i nalałam wody do czajnika. Kawa powinna mnie obudzić. Kiedy woda się gotowała przejrzałam zawartość lodówki. Będę musiała iść do sklepu... Kawa jednak poczeka.
Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy, wzięłam torebkę i poszłam. Na zewnątrz było zimno i padał deszcz co sprawiło że zatęskniłam za Turcją.
Po sklepie do którego weszłam kręciło się kilku podejrzanych dresów. Starając się tym razem nie zwracać na siebie uwagi naciągnęłam kaptur na swoje niebieskie włosy i szybko przeleciałam sklep zbierając potrzebne rzeczy. Grzecznie zapłaciłam i szybkim krokiem poszłam do domu.
- Hej laseczko, śpieszysz się gdzieś? - dobiegło mnie wołanie jakiegoś faceta
Oj, nie dobrze. Udawałam że to nie do mnie i szłam dalej, ale ten ktoś był uparty i po chwili stał przede mną i zagradzał mi drogę. Okazało się też, że nie jest sam.
- Dziewczyny takie jak ty nie powinny same pałętać się po okolicy. Jeszcze ktoś cię napadnie
- Właśnie, to bardzo niebezpieczne - dziwnie się uśmiechali mówiąc to
Ogarnął mnie strach. Rozejrzałam się w około ale nie było tu nikogo poza mną i tymi typami. Nie wiedziałam co mam zrobić ani co powiedzieć. Typ stojący przede mną pogłaskał mnie po policzku. Odskoczyłam jak oparzona
- Nie dotykaj mnie!
- Spokojnie, bądź grzeczna. Nic ci się dzisiaj nie stanie
- Ale któregoś dnia ktoś może zrobić ci krzywdę
- W tak dużym mieście nie możesz czuć się bezpiecznie, zwłaszcza mieszkając sama w tej dzielnicy
Co?! Poczułam jak moje serce przyspiesza. Oni wiedzą gdzie mieszkam czy tylko się zgrywają?!
- Dla takiej ślicznotki jak ty mamy jednak specjalną ofertę
- Tak! Wystarczy że nam dobrze zapłacisz a zagwarantujemy ci bezpieczeństwo
- Jeśli nie masz pieniędzy przyjmiemy też zapłatę w naturze - przysunął się do mnie i obejrzał z góry na dół. Znów chciał mnie dotknąć i znowu odskoczyłam
- Nie boję się takich typów jak wy. Nie radzę mnie straszyć bo zawiadomię policję! - starałam się żeby mój głos brzmiał pewnie, ale mi nie wyszło
- Próbujesz nam grozić policją? - parsknął śmiechem - Lepiej dobrze się zastanów. To nasza dzielnica i nawet policja nie ma tu nic do gadania. Daj nam czego chcemy i po kłopocie- znowu zaczął się zbliżać ale tym razem zaczęłam uciekać
- Nie pozbędziesz się nas tak łatwo!
- Do zobaczenia wkrótce laleczko!
Słyszałam za sobą krzyki
Nie oglądając się pobiegłam do domu. Nie słyszałam za sobą kroków, ale nie chciałam się upewniać. Biegłam do samych drzwi, a potem zatrzasnęłam je szybko za sobą i zamknęłam na klucz.
Wyjrzałam dyskretnie przez okno ale nikogo nie zobaczyłam.
Usiadłam na kanapie w salonie. Zdecydowanie nie potrzebowałam już kawy żeby się obudzić.
Co to za ludzie? Napędzili mi niezłego stracha.
- Spokojnie Rose, już jesteś bezpieczna. Na pewno blefowali...
Za chwilę przyjdzie Lucas, on na pewno będzie coś wiedział. Tymczasem zajmę myśli babeczkami...
Mimo wszystko i tak cały czas myślałam o tym co się stało.
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi o mało nie wyskoczyło mi serce. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez okno. Na szczęście to tylko Luc.
- Hej, cieszę się że jesteś
- Witaj. Coś się stało?
- Wejdź, zaraz wszystko ci opowiem
Weszliśmy do środka i usadowiliśmy w fotelach w salonie.
- Mam nadzieję że nie zanudzę cię babskim paplaniem - uśmiechnęłam się do niego
- Najwyżej będę tylko udawał że słucham - puścił mi oczko
- Okey, ale najpierw chce cię o coś zapytać... spotkałam dzisiaj podejrzanych mężczyzn
- Jeśli chodzi o facetów to niestety nie jestem w temacie i nie zdradzę ci żadnych gorących plotek
- Nie o to chodzi. Grozili mi
- Widzę że to poważniejsza sprawa. Co dokładnie mówili?
- Stwierdzili że nie będę bezpieczna w tej okolicy jeśli im nie zapłacę
- Nie przejmuj się, chcieli tylko wyłudzić od ciebie pieniądze. Jeśli to się powtórzy po prostu pójdziesz na policję.
- No nie wiem... brzmieli całkiem groźnie
- Każdy potrafi podskoczyć dziewczynie, a jak przyjdzie co do czego to wymiękną. Na pewno nic się nie stanie
- Dobra, skoro tak mówisz... - przyznaję że mnie uspokoił.
Teraz moje zachowanie wydało mi się śmieszne. Przecież to nie jakiś kiepski film gdzie grupka ludzi ma władze nad policją
- Nie ma się czym przejmować. Teraz mów jak było w Turcji
- Dość ciekawie. Może od początku...- streściłam mu cały pobyt starając się wpleść najważniejsze szczegóły. W mojej opowieści nie mogło zabraknąć Ash'a.
- I co się z nim stało?
- Nie wiem... wieczorem przed moim wyjazdem się pokłóciliśmy, a potem już go nie spotkałam. Pewnie wrócił do siebie i zapomniał
- No tak, w końcu jest gwiazdą rocka. Przejmujesz się tym?
- Starałam się o tym nie myśleć, ale tak. Jest moim idolem i nie mogę zapomnieć spędzonego z nim czasu nawet jeśli on zapomni- stwierdziłam. Tak na prawdę chciałam wyjawić mu wszystkie myśli i wątpliwości dotyczące Ashley'a, ale się rozmyśliłam
- Rozumiem, ale nie potrafię ci pomóc. Kobiece serca zawsze były dla mnie tajemnicą
- Niczego od ciebie nie wymagam - uśmiechnęłam się smutno- Po prostu z nikim innym nie rozmawiam
- Wiem. Przydałaby ci się jakaś koleżanka do plotkowania, bo ja się nie nadaje - uśmiechnął się krzywo Muszę ci coś powiedzieć...
- Tak?
- Wyjeżdżam na jakiś tydzień służbowo. Nie daleko, ale będę zajęty
- W porządku, baw się dobrze
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem Luc poszedł do domu. Włączyłam muzykę i wzięłam się za sprzątanie kuchni. Potem postanowiłam dobrać się do barku.
- "I'm hurting baby, I'm broken down" - śpiewałam schodząc po schodach do piwniczki z winem. Wzięłam 2 butelki ( tak na wszelki wypadek) i wróciłam na górę. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Byłam sama i mi się nudziło. Szłam do salonu gdzie stanęłam przed wielkim obrazem przedstawiającym Black Veil Brides. Przyglądałam się Ash'owi i poczułam się jeszcze bardziej samotna
-"Your sugar yes please
Would you come and put it down on me
I'm right here 'cause I need
Little love a little sympathy"
Nie mam nawet z kim porozmawiać, napić się, wyskoczyć gdziekolwiek
- Do bani. Co ja mam tu sama robić? - wzięłam na ręce Batmana, który właśnie do mnie podszedł- Potrzebuję towarzystwa
Kiedy skończyły się piosenki Maroon 5 z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki "Rebel love song". W moich myślach natychmiast pojawił się teledysk, który tak uwielbiałam...
Wyłączyłam muzykę.
Uruchomiłam laptopa, podłączyłam go do tv, znalazłam film i położyłam koło siebie drugą butelkę wina.
- Jesteś żałosna- powiedziałam do siebie kiedy zobaczyłam pierwsze sceny filmu " Legion of the black" i pociągnęłam spory łyk z butelki. Wiedziałam że tylko przywoła to wspomnienia z Turcji, ale nic nie mogłam na to poradzić. BVB jest nieodzowną częścią mojego życia.
Oglądałam film chłonąc każdy dźwięk, każdą scenę aż do końca.
Po filmie przytuliłam się do poduszki ogarnięta smutkiem. Tak zasnęłam
Chyba śnił mi się Ashley...
***
W środku nocy obudził mnie hałas za drzwiami. Stanęłam na równe nogi, ale bałam się podejść do okna. Wydawało mi się że słyszę męskie głosy... Podeszłam trochę bliżej drzwi i wytężyłam słuch, ale zanim zdołałam się upewnić dźwięki ucichły.
Może to przez wino szumi mi w uszach? Albo dostaję już świra...


********
Tak, wiem- straaasznie długo mnie nie było i nikt tu już raczej nie zagląda. Nie jestem zadowolona z tej przerwy, ale niestety co się stało to się nie odstanie :/ Jedyne co mogę powiedzieć to to, że mam zamiar nadal tu pisać nawet jeśli nikt nie będzie tego czytał :P Nie chcę zostawić tej historii...
Obiecuję poprawę

wtorek, 13 października 2015

Rozdział 10

** Rano **
Obudziłam się koło 10 i kompletnie nic mi się nie chciało, ale nie miałam ochoty spędzić tego dnia zamknięta w pokoju z Ashley'em. Postanowiłam więc nastawić się na totalny chill out. Minęłam Ash'a chrapiącego na kanapie i poszłam popływać. Pogoda idealnie się do tego nadawała.
Na plaży czas zleciał mi do południa. Później poszłam do hotelowej restauracji i zamówiłam sobie kawę mrożoną i coś do jedzenia. Zobaczyłam dyrektora hotelu idącego w moją stronę i już po chwili siedział przede mną.
- Doszły mnie słuchy, że wczoraj na twoim piętrze miała miejsce jakaś awantura- powiedział. Ups... nie dobrze
- To nie była awantura tylko wymiana zdań - od początku nie był do mnie dobrze nastawiony, a teraz to mam przerąbane
- Goście twierdzą co innego. Myślę że twój pobyt tutaj nieco się skróci
- Jak to?
- Jutro wracasz do domu. Już rozmawiałem z twoim szefem. Samolot masz o 11. Nie spóźnij się. - i odszedł zostawiając na stole bilet i mnie osłupiałą przy stoliku. Normalnie szczęka mi opadła.
Wstałam i poszłam za nim
- Ale jak to? Przecież nie byliśmy głośno!
- Bez dyskusji- i odszedł. Tak po prostu. Bezczelny typ! Jak można być takim burakiem?
Wściekła wróciłam do pokoju, gdzie Ash siedział na kanapie.
- Rose? Możemy pogadać? - zapytał. Wydawało mi się, że był już trzeźwy, ale byłam zbyt zdenerwowana żeby rozmawiać
- Nie teraz. Pakuj się. Jutro muszę się wymeldować z hotelu - powiedziałam i zamknęłam się w pokoju. Zaczęłam rzucać poduszkami w ściany- tak wiem, szalenie dorosłe ale moja cierpliwość jeszcze nie zregenerowała się po wczoraj.
Usłyszałam pukanie i drzwi lekko się uchyliły.
- Co się stało? - myliłam się. Było od niego czuć alkohol
- Przez wczorajszą kłótnię muszę wracać do domu, ale ty się nie przejmuj, jak wyjdziesz na ulicę to na pewno wkrótce znajdzie się w okół ciebie tłum panienek które z chęcią się tobą zaopiekują. Może nawet znajdziesz tą z wczoraj
- Jesteś strasznie przewrażliwiona - i po samokontroli
- Chwila, czegoś tu nie rozumiem! Wyciągnąłeś mnie na imprezę a potem olałeś dla jakichś panienek. - zaczęłam wyliczać - Musiałam czekać na ciebie pod pokojem w samym bikini nie wiadomo ile czasu. Kiedy w końcu się zjawiłeś przyprowadziłeś do mojego pokoju tanią panienkę i miałeś zamiar bzykać się z nią praktycznie w mojej obecności. Nie zgodziłam się więc zacząłeś się mnie czepiać i teraz muszę wracać do domu wcześniej i ty masz czelność mi mówić że jestem tylko przewrażliwiona?!
- Żałuję że to się tak potoczyło - powiedział, choć już nie tak pewnie.
- Super. W takim razie nie będę ci dalej psuć humoru - zaczęłam rzucać w niego poduszkami. Nic już nie mówiąc wyszedł.
Chyba byłam naiwna mając nadzieję na dłuższą znajomość. Jak to możliwe, że coś tak wspaniałego przerodziło się.... w to co jest obecnie. A miało być tak pięknie.
Klnąc na wszystko chciałam się spakować, ale szybko się poddałam.Zrobię to jutro.
Usiadłam na łóżku i starałam się uspokoić.
- Wszystko będzie w porządku. Jutro wrócę do domu i wszystko wróci do normy. Zapomnę że w ogóle poznałam Ash'a i nadal będę cieszyć się jego muzyką jak gdyby nigdy nic.
Kogo ja chce oszukać? Ash był moim idolem. Zawsze myślałam że jest inny niż wszyscy myślą.
Teraz nie wiedziałam już co sama myślę i byłam po prostu zmęczona psychicznie dlatego włączyłam tv i zapatrzyłam się w jakiś durnowaty film.
Wieczorem przeszłam się ostatni raz na plażę. Usiadłam na piasku i chłonęłam widok jak zahipnotyzowana: setki gwiazd nad taflą wody. W końcu odwróciłam wzrok od nieba i rozejrzałam się dookoła. Siedziałam blisko miejsca, gdzie wygłupialiśmy się razem z Ashley'em... i cała moja złość zmieniła się w smutek. Wróciłam do pokoju ( odnotowałam zniknięcie Ashley'a) i położyłam się spać ze słuchawkami w uszach. Jak zwykle mój odtwarzacz wylosował utwór BVB. Zasnęłam wyobrażając sobie inne zakończenie tej wycieczki...
** Poranek następnego dnia **
Nie cierpię wstawać wcześnie. Zdecydowanie jestem nocnym markiem i bez kofeiny nie dałabym rady funkcjonować przed południem, a musiałam jeszcze jakoś logicznie poukładać rzeczy w walizce ( żeby się zmieściły). Na szczęście nie zajęło mi to wcale tak długo więc mogłam pójść jeszcze na śniadanie. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam spakowane walizki Ash'a, ale jego nigdzie nie było.
Szkoda, mogliśmy się chociaż pożegnać. Napisałam na karteczce kilka słów, przypięłam ją do jego walizki i poszłam do wyjścia z hotelu. Taksówka już na mnie czekała, tak jak zapowiedział łysy pajac. Zanim się obejrzałam siedziałam już w samolocie.
Stewardessa pokazywała nam instrukcje, a samolot wzbił się w powietrze. Warstwa chmur z góry wyglądała jak pola waty cukrowej. Oparłam głowę o ścianę i zasnęłam.
Śnił mi się Ashley siedzący w moim domu i bawiący się z Batmanem. Podbiegłam do nich i wysmarowałam mu twarz bitą śmietaną. Śmialiśmy się, a Batman zjadał śmietanę z jago nosa. Wtedy się obudziłam. WTF? Już nigdy nie zjem orzeszków w samolocie. Pewnie coś do nich dosypują. Samolot właśnie zbliżał się do lotniska co oznaczało odtykanie uszu- kolejna rzecz której nie cierpię. Eh... ja to jestem marudna. Muszę coś z tym zrobić bo ze sobą nie wytrzymam, a nie mam wyboru.
Ludzie strasznie się spieszyli opuszczając samolot. Tak bardzo że co chwilę mnie szturchali
- Nie ma po co się śpieszyć. Nic się nie pali, samolot zaraz nie wybuchnie więc dajcie mi w spokoju wyjść
Zasłużyłam sobie na mordercze spojrzenia ludzi za mną ale nikt się nie odezwał. Za to szturchania ustały. 1:0
Resztę drogi do domu przebyłam w spokoju. Na miejscu tylko wrzuciłam bagaż do przedpokoju i pognałam do Luca odebrać mojego towarzysza. Sama w domu nie dałabym rady.
- Czego znowu?! - usłyszałam po zapukaniu do drzwi
- Kupi pan ciasteczka?- zapytałam udając dziecięcy głos
- Nie jem słodyczy! - drzwi się otworzyły - Rose! Co ty tu robisz?
- Stoję sobie, a co?
- Ale miałaś wrócić później
- Plany się nieco pozmieniały. Można powiedzieć że mnie wywalili. Dłuższa historia
- Musisz mi wszystko opowiedzieć - uśmiechnął się w końcu
- Kiedy tylko będziesz miał ochotę
- Nie mogę się doczekać. Tylko że za chwilę mam ważne spotkanie... rozumiesz- chyba było mu głupio
- Rozumiem. Może wpadniesz do mnie na kawę? Teraz i tak jestem zmęczona podróżą więc pewnie ciężko by mi się opowiadało
- W takim razie jutro?
- Upiekę babeczki - puściłam do niego oczko
- Trzymam za słowo. Pójdę po twojego kota. Swoją drogą strasznie rozrabia.
- Jak to mały kociak- Luc wrócił z torbą i moim kotkiem - Batuś!
- Tęsknił za swoją kocią mamą
- Nie tak bardzo jak ja za nim.- uściskałam go mocno - Dziękuję że się nim zaopiekowałeś. Już nie zabieram ci czasu
- Żaden problem. To do jutra. Będę koło połódnia
- Będę czekać. Trzymaj się- pomachał m mu na pożegnanie i poszłam do domu.
- Idziemy do domku malutki - powiedziałam
- MEOW - odpowiedział
Wchodząc do domu wyciągnęłam jeszcze pocztę ze skrzynki. To pewnie i tak same reklamy więc rzuciłam je na stolik. Swoją ciężką walizkę wtaszczyłam na piętro i wyciągnęłam z niej coś do spania. Wypompowana z sił padłam na łóżko i tak już zostałam.

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 9

*** Parę godzin później, piana party ***
Zdecydowanie fajnie nie jest. Jacyś dwaj obleśni, starsi kolesie nieustannie próbują się do mnie przymilić tak, że nie mogę sobie w spokoju potańczyć w tej zajebiście gęstej pianie, która jakimś cudem dostaje się co chwilę do moich ust nawet w miejscach w których jej nie ma. Magia.  Tymczasem mój towarzysz bawi się świetnie ze zgrają panienek rodem z okładki Playboy'a i widocznie zapomniał o moim istnieniu. Mogę się też założyć iż wlał w siebie sporą ilość alkoholu.
Zdegustowana otaczającymi mnie "zjawiskami" poszłam do baru. Gdyby nie fakt iż otacza mnie ocean to pewnie udałabym się do pokoju. Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka rozważając ucieczkę w pław.
- Jestem oazą spokoju... - powiedziałam sobie z nadzieją, że jeśli powtórzę to wystarczającą ilość razy to stanie się to prawdą.
- I jak ci się podoba impreza? - to Alex, jeden z barmanów postanowił zająć mi czas rozmową
- Ujdzie. Zawsze tu tak mało... osób poniżej wieku emerytalnego?
- Niestety o tej porze roku zjawiają się sami staruszkowie
- Ale kilka laleczek też się znalazło - zerknęłam w stronę Ash'a i jego haremu
- A więc tu cię boli... Nie przejmuj się. Pokaż mu że potrafisz się świetnie bawić bez niego
- Jak? Ciężko będzie w takim towarzystwie. Poza tym niby czemu miałby mu w ogóle na mnie zależeć
- Żartujesz? jesteś milion razy lepsza od tych tam panienek. Musi zdawać sobie z tego sprawę. No i... za 10 minut kończę zmianę więc mogę ci potowarzyszyć
-Byłoby mi niezmiernie miło - zamrugałam oczkami
- Poza tym za godzinę statek podpływa do lądu żeby uzupełnić braki asortymentu. Będziemy mogli się wymknąć
- Czyli można jeszcze uratować ten wieczór
Dopiłam drinka i zamówiłam kolejnego. Postanowiłam powoli wrócić do dawnej formy. Nie ma już nikogo kto by mi tego zabronił i żadnego powodu aby trzymać się od tego z daleka. Poza tym postanowiłam żyć teraźniejszością. Od teraz.
Kiedy Alex skończył pracę zadbał o to żebym się lepiej bawiła. Cały czas tańczyliśmy w tej durnej pianie, a potem się nią rzucaliśmy.
- Świetne bikini - stwierdził
- Dzięki, Ash wybierał
- Ale wy nie jesteście parą, prawda?
- Nie. Ledwie się znamy
- To dziwne. Cały czas widzę was razem i wygląda to tak, jakbyście znali się od lat
- Śledzisz mnie?
- Jakże bym śmiał. Po prostu dużo się szwendam.
Przez cały ten czas starałam się nie myśleć o Ashley'u i tłumie jego wielbicielek, ale ciekawe czy chociaż zerknął w moją stronę.
Po jakimś czasie razem z Alexem zeszłam ze statku.
- Powiedziałaś Ashley'owi że idziesz do hotelu? - zapytał kiedy szliśmy plażą w stronę budynku
- Nie, a czemu? Nie jest moją niańką
- Bo tak by wypadało
- Oh, proszę cię. Nie cierpię robić czegoś tylko dlatego, że tak wypada. Jeśli mam wybór to wolę być postrzegana jako źle wychowana niż robić coś wbrew sobie.
- Jak tam chcesz.
Alex odprowadził mnie do drzwi wejściowych i poszedł do domu. Kiedy dotarłam do pokoju zorientowałam się, że klucze tkwią w kieszeni kąpielówek Ash'a. Epic fail. Tymczasem impreza pewnie trwała w najlepsze. W hotelu wszystko było już pozamykane więc mogłam tylko siedzieć pod drzwiami i czekać. Pomyślałam, że na pewno zorientuje się że mnie nie ma i przyjdzie tu sprawdzić, ale z każdym kwadransem traciłam na to nadzieję, aż w końcu byłam najzwyczajniej w świecie wkurzona. Słowo daję że jak się tu w końcu zjawi to nie ocali go nawet ten jego firmowy uśmiech.
Po kolejnych 30 minutach przeszłam na fazę przebaczenia, a po następnych zaczęłam wymyślać najgorsze scenariusze i pogodziłam się z opcją czekanie pod tymi cholernymi drzwiami do rana. Wtedy zjawił się Ash. Chwiejąc się wyszedł z windy z jedną z tych panienek na widok której odezwał się we mnie instynkt mordercy. Jeszcze gorzej było kiedy przemówiła:
- Pysiaczku, co to za jedna? - jej nabotoksowane usta wyglądały okropnie
- Taka... znajoma- wybełkotał Ashley
- Znajoma, która rozpłaszczy twoją sztuczną twarz na ścianie jeśli nie znikniesz z stąd w ciągu 5 sekund. A ty gwiazdko otwieraj pokój
- Coś ty taka nerwowa? Nie możesz po prostu
- Tik tak - nie dałam jej dokończyć - Czas ci się kończy- powiedziałam starając się wyglądać tak groźnie jak tylko można w samym bikini
- Bez nerwów, już mnie nie ma - szepnęła coś Ash'owi do ucha i odeszła. Ash otworzył pokój i wtoczył się do niego
- Odebrałaś mi właśnie okazję na udaną noc - powiedział. To był szczyt wszystkiego
- To MÓJ pokój i nie będziesz sobie do niego sprowadzał żadnych puszczalskich panienek!
- Co cię ugryzło? Jesteś zazdrosna? Przecież to ty sobie poszłaś i zostawiłaś mnie tam
- Nie jestem zazdrosna tylko nie życzę sobie dziwek w mojej obecności. Skąd wiesz co to za jedna? Nawet jej nie znasz!
- Ciebie też prawie nie znam
- Tylko że ja uratowałam twój tyłek od spania na plaży
- To nie zmienia faktu, że jesteś dla mnie obca
- Świetnie, to po co ze mną rozmawiasz? - weszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Miałam dość tej bezsensownej rozmowy
- Mam spać na kanapie?- zapytał przez drzwi
- To chyba oczywiste
Położyłam się w łóżku i założyłam słuchawki. Akurat leciał saviour... zrobiło mi się smutno. Poczułam łzę spływającą po moim policzku i mocniej wtuliłam się w poduszkę, która pachniała Ashley'em. Targana sprzecznymi emocjami w końcu zasnęłam.

************
Przepraszam za tak długą przerwę... chyba powinnam najpierw napisać całą historię, a dopiero potem ją publikować xP Jednak jednego jestem pewna: nie zostawię tego bloga nawet jeśli nikt go już nie będzie czytał :P Postaram się dodawać częściej ale niestety brakuje mi czasu... Chciałam dodać coś na święta-  nie wyszło, ale udało mi się nabazgrać chociaż tyle przed zbliżającym się koncertem ^^ Ktoś z was się wybiera???
PS. Dziękuję serdecznie za wasze komentarze :*  kolejny rozdział w drodze :P