*** Parę godzin później, piana party ***
Zdecydowanie fajnie nie jest. Jacyś dwaj obleśni, starsi kolesie nieustannie próbują się do mnie przymilić tak, że nie mogę sobie w spokoju potańczyć w tej zajebiście gęstej pianie, która jakimś cudem dostaje się co chwilę do moich ust nawet w miejscach w których jej nie ma. Magia. Tymczasem mój towarzysz bawi się świetnie ze zgrają panienek rodem z okładki Playboy'a i widocznie zapomniał o moim istnieniu. Mogę się też założyć iż wlał w siebie sporą ilość alkoholu.
Zdegustowana otaczającymi mnie "zjawiskami" poszłam do baru. Gdyby nie fakt iż otacza mnie ocean to pewnie udałabym się do pokoju. Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka rozważając ucieczkę w pław.
- Jestem oazą spokoju... - powiedziałam sobie z nadzieją, że jeśli powtórzę to wystarczającą ilość razy to stanie się to prawdą.
- I jak ci się podoba impreza? - to Alex, jeden z barmanów postanowił zająć mi czas rozmową
- Ujdzie. Zawsze tu tak mało... osób poniżej wieku emerytalnego?
- Niestety o tej porze roku zjawiają się sami staruszkowie
- Ale kilka laleczek też się znalazło - zerknęłam w stronę Ash'a i jego haremu
- A więc tu cię boli... Nie przejmuj się. Pokaż mu że potrafisz się świetnie bawić bez niego
- Jak? Ciężko będzie w takim towarzystwie. Poza tym niby czemu miałby mu w ogóle na mnie zależeć
- Żartujesz? jesteś milion razy lepsza od tych tam panienek. Musi zdawać sobie z tego sprawę. No i... za 10 minut kończę zmianę więc mogę ci potowarzyszyć
-Byłoby mi niezmiernie miło - zamrugałam oczkami
- Poza tym za godzinę statek podpływa do lądu żeby uzupełnić braki asortymentu. Będziemy mogli się wymknąć
- Czyli można jeszcze uratować ten wieczór
Dopiłam drinka i zamówiłam kolejnego. Postanowiłam powoli wrócić do dawnej formy. Nie ma już nikogo kto by mi tego zabronił i żadnego powodu aby trzymać się od tego z daleka. Poza tym postanowiłam żyć teraźniejszością. Od teraz.
Kiedy Alex skończył pracę zadbał o to żebym się lepiej bawiła. Cały czas tańczyliśmy w tej durnej pianie, a potem się nią rzucaliśmy.
- Świetne bikini - stwierdził
- Dzięki, Ash wybierał
- Ale wy nie jesteście parą, prawda?
- Nie. Ledwie się znamy
- To dziwne. Cały czas widzę was razem i wygląda to tak, jakbyście znali się od lat
- Śledzisz mnie?
- Jakże bym śmiał. Po prostu dużo się szwendam.
Przez cały ten czas starałam się nie myśleć o Ashley'u i tłumie jego wielbicielek, ale ciekawe czy chociaż zerknął w moją stronę.
Po jakimś czasie razem z Alexem zeszłam ze statku.
- Powiedziałaś Ashley'owi że idziesz do hotelu? - zapytał kiedy szliśmy plażą w stronę budynku
- Nie, a czemu? Nie jest moją niańką
- Bo tak by wypadało
- Oh, proszę cię. Nie cierpię robić czegoś tylko dlatego, że tak wypada. Jeśli mam wybór to wolę być postrzegana jako źle wychowana niż robić coś wbrew sobie.
- Jak tam chcesz.
Alex odprowadził mnie do drzwi wejściowych i poszedł do domu. Kiedy dotarłam do pokoju zorientowałam się, że klucze tkwią w kieszeni kąpielówek Ash'a. Epic fail. Tymczasem impreza pewnie trwała w najlepsze. W hotelu wszystko było już pozamykane więc mogłam tylko siedzieć pod drzwiami i czekać. Pomyślałam, że na pewno zorientuje się że mnie nie ma i przyjdzie tu sprawdzić, ale z każdym kwadransem traciłam na to nadzieję, aż w końcu byłam najzwyczajniej w świecie wkurzona. Słowo daję że jak się tu w końcu zjawi to nie ocali go nawet ten jego firmowy uśmiech.
Po kolejnych 30 minutach przeszłam na fazę przebaczenia, a po następnych zaczęłam wymyślać najgorsze scenariusze i pogodziłam się z opcją czekanie pod tymi cholernymi drzwiami do rana. Wtedy zjawił się Ash. Chwiejąc się wyszedł z windy z jedną z tych panienek na widok której odezwał się we mnie instynkt mordercy. Jeszcze gorzej było kiedy przemówiła:
- Pysiaczku, co to za jedna? - jej nabotoksowane usta wyglądały okropnie
- Taka... znajoma- wybełkotał Ashley
- Znajoma, która rozpłaszczy twoją sztuczną twarz na ścianie jeśli nie znikniesz z stąd w ciągu 5 sekund. A ty gwiazdko otwieraj pokój
- Coś ty taka nerwowa? Nie możesz po prostu
- Tik tak - nie dałam jej dokończyć - Czas ci się kończy- powiedziałam starając się wyglądać tak groźnie jak tylko można w samym bikini
- Bez nerwów, już mnie nie ma - szepnęła coś Ash'owi do ucha i odeszła. Ash otworzył pokój i wtoczył się do niego
- Odebrałaś mi właśnie okazję na udaną noc - powiedział. To był szczyt wszystkiego
- To MÓJ pokój i nie będziesz sobie do niego sprowadzał żadnych puszczalskich panienek!
- Co cię ugryzło? Jesteś zazdrosna? Przecież to ty sobie poszłaś i zostawiłaś mnie tam
- Nie jestem zazdrosna tylko nie życzę sobie dziwek w mojej obecności. Skąd wiesz co to za jedna? Nawet jej nie znasz!
- Ciebie też prawie nie znam
- Tylko że ja uratowałam twój tyłek od spania na plaży
- To nie zmienia faktu, że jesteś dla mnie obca
- Świetnie, to po co ze mną rozmawiasz? - weszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Miałam dość tej bezsensownej rozmowy
- Mam spać na kanapie?- zapytał przez drzwi
- To chyba oczywiste
Położyłam się w łóżku i założyłam słuchawki. Akurat leciał saviour... zrobiło mi się smutno. Poczułam łzę spływającą po moim policzku i mocniej wtuliłam się w poduszkę, która pachniała Ashley'em. Targana sprzecznymi emocjami w końcu zasnęłam.
************
Przepraszam za tak długą przerwę... chyba powinnam najpierw napisać całą historię, a dopiero potem ją publikować xP Jednak jednego jestem pewna: nie zostawię tego bloga nawet jeśli nikt go już nie będzie czytał :P Postaram się dodawać częściej ale niestety brakuje mi czasu... Chciałam dodać coś na święta- nie wyszło, ale udało mi się nabazgrać chociaż tyle przed zbliżającym się koncertem ^^ Ktoś z was się wybiera???
PS. Dziękuję serdecznie za wasze komentarze :* kolejny rozdział w drodze :P