No cóż, byłam pijana. Ash najpierw był zaskoczony, ale szybko się otrząsnął, przytulił mnie i oddał pocałunek.
*** Perspektywa Ash'a ***
Kiedy wróciliśmy do hotelu zostawiłem Rose samą na jakieś 15 minut żeby pójść do baru i wypić trochę wódki. Wiem że to nie fair wobec niej ale nie dawałem już rady. Mała też nie próżnowała- zauważyłem że dobrała się do barku i trochę namieszała. Oj, rano będzie ją boleć główka. Za to teraz mogłem cieszyć się jej bliskością. Muszę przyznać że zaskoczyła mnie wyborem nagrody . Na początku nie chciała mi dać nawet buziaka, a tu proszę...
I nagle w mojej głowie pojawiła się dziwna myśl... To przez alkohol? Pewnie mógłbym ją teraz wykorzystać z zrzucić winę na procenty, ale coś mnie w środku zakuło. Po raz pierwszy się tym przejąłem. Czemu nie zrobiła tego na trzeźwo? Muszę to przerwać.
Odsunąłem się od Rose i uśmiechnąłem.
- Fajną nagrodę sobie wybrałaś mała
- No co ty - uśmiechnęła się po czym ziewnęła i przeciągnęła się. Przypominała przy tym nieco kociaka...
- Ha, ktoś tu chyba jest zmęczony. Czas spać?
- Może troszeczkę. Dobra, idę do siebie
- Wiesz że możesz zostać tutaj?
- Wiem - stwierdziła tylko i wyszła z pokoju. Długo nie umiałem zasnąć. Od kilku dni cały czas myślałem o Rose. Zostało nam 5 dni w Turcji, a potem co? Nie chcę żeby na tym się skończyło. Muszę coś wymyślić...
Nawet nie zorientowałem się kiedy odpłynąłem w objęcia morfeusza.
* Rano *
Obudziło mnie słońce, które świeciło prosto na moją sławną twarz. Przeciągnąłem się i mimowolnie uśmiechnąłem widząc wszechobecny puch- przypomnienie wczorajszego wieczoru. Zwlekłem się z łoża i poszedłem do salonu sprawdzić co u Rose. Mała smacznie spała na kanapie. Ogarnęła mnie chęć obudzenia jej buziakiem... ale to za chwilę. Najpierw zamówiłem przez telefon hotelowy śniadanko. Miła pani już po chwili przyniosła do pokoju naleśniki, kawę i szklankę wody. Podziękowałem jej i położyłem to wszystko na stole dokładając jeszcze aspirynę obok wody.
Ukląkłem przy kanapie. Rose spała tak słodko że aż szkoda było mi ją było mi ją budzić, ale przecież nie może przespać całego dnia. Dałem jej buziaka i szepnąłem do ucha
- Wstawaj mała, już południe. Śniadanko czeka.
- Mm.. jeszcze 5 minut - wymruczała i nakryła głowę kocem
- Jak tam wolisz, ale naleśniki wystygną
- Naleśniki?! - nagle wstąpiło w nią życie
Pochłonęliśmy śniadanie w milczeniu a ja ciągle zastanawiałem się co dalej... albo raczej czemu tak się tym przejmuję. Przecież nie mogę się zakochać. Stanowczo nie. Miłość jest bolesna, bezcelowa i przereklamowana. Mógłbym ją zaliczyć i olać, jak większość gwiazd rock'a. Gdzie się podział Ashley Purdy dla którego liczy się tylko zabawa i który nie liczy się z uczuciami innych? No tak... zniknął razem z promilami we krwi. Teraz już sam nie wiem czego chcę.
- Ashley? - usłyszałem cichy głosik
- Hm?
- Co się dzieje? - nie zorientowałem się że Rose przygląda mi się od jakiegoś czasu
- Nic, zamyśliłem się trochę
- O czym myślałeś? - zapytała i posmutniała
- O wszystkim i o niczym
- Ash... przepraszam cię za wczoraj. To chyba nie powinno się wydarzyć.
- Czemu tak myślisz?
- Sama nie wiem. Nie powinnam pić. To się zawsze źle kończyło. Nie powinnam też cię całować, może sobie tego nie życzyłeś albo odebrałeś to inaczej niż ja...
- Rose, nie przejmuj się tak. Mówiłem ci już że mnie to nie przeszkadza - miała minę jakby bardzo ją to gryzło
*** Rose ***
No tak, jemu na pewno to nie przeszkadza. Jestem tylko kolejną naiwną dziewczyną, kolejną przelotną znajomością. W sumie to nie dziwne, ale i tak trochę boli. Mimo wszystko jednak będę myśleć pozytywnie. Jak zawsze.
- Dobra, ubieraj się. Nie będziemy przecież siedzieć tu cały dzień i się dąsać. - powiedziałam
- To gdzie idziemy?
- Na spacer - mam zamiar jak najbardziej nacieszyć się wspólnymi chwilami.
Wzięłam mapę ( na wszelki wypadek), aparat i ruszyliśmy na miasto. Była piękna pogoda, świeciło słońce a my chodziliśmy po tureckim targu. Ashley zajadał się kupioną przed chwilą chałwą, a ja pistacjami. Robiłam całe mnóstwo zdjęć. To miejsce zachwycało swoją różnorodnością i barwnością. Pełno tu było wzorzystych naczyń, chust, nakryć głowy i milionów innych rzeczy. Świetnie się tu bawiłam i Ash'owi chyba też się spodobało. Jakiś czas później zgłodnieliśmy więc poszliśmy do najbliższej przyzwoicie wyglądającej restauracji. Złożyliśmy zamówieniai już po chwili delektowaliśmy się tureckimi specjałami.
- Słyszałem że nasz hotel organizuje dzisiaj piana party na statku, może się wybierzemy? - zapytał Ash
- No nie wiem... to raczej nie moje klimaty - nie jestem raczej typem imprezowiczki
- Nie daj się prosić, będzie super
- No dobra, raz mogę zrobić wyjątek- może rzeczywiście będzie fajnie
************
Tak więc... podłuuuuuugiej przerwie za którą was przepraszam, w końcu dodaje rozdział. Co prawda jest krótki, ale zawsze to coś :P mam cichą nadzieję że jeszcze ktoś tu zagląda.
Miłego czytania :* za wszystkie błędy również przepraszam :P