Spokojnie Rose, ogarnij się. To przecież tylko pijany człowiek. Tylko pijany basista Black Veil Brides, Ashley Purdy we własnej osobie! Ale szef nie może mnie wziąć za wariatkę.
Odetchnęłam głęboko starając się nie krzyczeć.
- Co tak stoisz? Znasz go? - zapytał po chwili szef.
- Nie. To znaczy tak. To sławny gitarzysta.
- Serio? Nie kojarzę. Wynieść go - polecił
- Nie! Chwile. Nie da się go gdzieś ulokować na noc? Na pewno ma czym zapłacić.
- Ale ja tej pewności nie mam. Możliwe nawet, że mnie wkręcasz.
- Nie, nie wkręcam. Niech pan pomyśli: on na pewno będzie wdzięczny za wyrozumiałość i powie o tym innym ludziom. Reputacja hotelu na tym zyska - igrałam z ogniem, ale nie mogę przecież pozwolić żeby Ashley spał na dworze.
Widać było, że szefuńcio się nad tym zastanawia.
- Nic z tego. Wszystkie pokoje zajęte. Jego pokój wynajęliśmy przed chwilą. Jego rzeczy stoją przy wyjściu. Chyba że... - zamyślił się
- Że..? - pogoniłam go
- Że zabierzesz go do swojego pokoju.
- Co?
- No właśnie. Nie ma gdzie spać więc elveda.
- Nie, w porządku, niech mieszka ze mną.
- Ale w razie czego ty jesteś za niego odpowiedzialna.
- Dobrze. - powiedziałam z udawaną niechęcią wewnętrznie skacząc pod sam sufit. Mój idol ma mieszkać ze mną w jednym pokoju! Nawet jeśli tylko na jedna noc to spełnienie marzeń.
- Świetnie. To zabierz go sobie - szef był lekko zdenerwowany. Będę musiała uważać.
Ochroniarz położył Asha na podłodze
- Chwileczkę, pomoże mi ktoś? - zapytałam robiąc słodką minkę do goryla
- Teraz to twój problem - zaśmiał się i sobie poszedł. Super.
Chwilę stałam zastanawiając się jak przetransportować basistę na samą górę hotelu. Przecież nie może być ciężki, powinnam dać radę. Spróbowałam go podnieść. Nic z tego. Fuck, co teraz?
- Hej, obudź się - poklepałam go po twarzy. Nic.
- Halo, miło by było gdybyś odzyskał nieco przytomności i przeniósł swój seksowny tyłeczek na górę. Co ty na to? - jak na złość nadal nic.
Cudownie. Zapowiada się niezła zabawa. Jeszcze raz spróbowałam go podnieść. Zarzuciłam sobie jego ramię na kark i jakimś cudem go uniosłam. Yes! Teraz tylko do góry.
- Nie obraziłabym się gdybyś się ruszył. Trochę ciężki jesteś- nie ma to jak gadać do nieprzytomnego mężczyzny.
Pomału, krok po kroku udało mi się zaciągnąć go do windy. Dobrze, że żadnemu gościowi nie zachciało się spaceru po hotelu w środku nocy. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył mógłby pomyśleć że to porwanie. Nie daj Boże byłaby to jakaś Purdy girl. Zginęłabym na miejscu.
Tak więc dotarłam do windy i wepchnęłam do niej tego pijaczynę. Oparłam go o ścianę i nacisnęłam guzik. Winda ruszyła, a ja miałam chwilę odpoczynku. Popatrzyłam na Ashleya. Wyglądał tak słodko ledwo trzymając się na nogach.
- Martini dla wszystkich - zamajaczył niewyraźnie.Był przystojniejszy niż myślałam.
- Jeszcze ci martini w głowie? To już uzależnienie. - powiedziałam, chociaż bardziej do siebie bo Ash nadal był nieprzytomny.
Winda stanęła.
- Chodź kolego, jeszcze tylko kawałek i będziemy u mnie. - Purdy Girl krzyczała we mnie od środka. Właśnie wlokę ulubionego członka mojego najukochańszego zespołu do swojego pokoju!
Oparłam się z nim o ścianę żeby wyciągnąć klucz z kieszeni. Nagle zrobiło mi się dziwnie lekko... Fuck! Pan Purdy mi się wymsknął i upadł na ziemię. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało... Dalej spał więc pewnie wszystko okey.
Zawlokłam zwłoki do łóżka i położyłam je na nim. Sama miałam zamiar spać na kanapie w mini salonie. Zabrałam koc, poduszkę i poszłam spać.
***Rano, perspektywa Ashleya***
OMFG, moja głowa... chyba zaraz mi odpadnie. Otwarłem oczy i zobaczyłem nad sobą jakąś kobietę o niebieskich włosach.
- Aaa! - krzyknąłem i o mało co nie spadłem z łóżka. Od razu tego pożałowałem bo ból głowy się nasilił. Brawo idioto.
- Dzień dobry śpiąca królewno. Przyniosłam ci aspirynę bo pewnie cię głowa nieco boli - uśmiechnęła się nieco kpiąco
- Żartujesz? Mam kaca morderce. Tak w ogóle to chyba powinienem cię pamiętać, nie? - zazwyczaj zapamiętuję tak śliczne dziewczyny.
- Wątpię żebyś cokolwiek pamiętał z wczorajszej nocy - uśmiechnęła się.
- Czy my razem... ten tego? - musiałem wiedzieć
- Nie - odpowiedziała stanowczo
- Eh, a szkoda. Całkiem ładna jesteś - puściłem jej oczko czym zasłużyłem na jej zdziwione spojrzenie - Jak masz na imię? I gdzie ja w ogóle jestem?
- Jestem Rosemarie Avila, a to jest mój pokój
- Ja jestem Ashley Purdy i nie mam pojęci co robię w twoim pokoju - posłałem jej mój firmowy uśmiech i obserwowałem jak się lekko rumieni. Zjadłem tabletkę i popiłem ją wodą żeby odzyskać zdolność flirtowania. Ta mała już jest moja!
- W tej chwili leżysz w moim łóżku
- Oh, wybacz. Trzeba to zmienić - złapałem ją i przytulając powaliłem na wyrko. Ból jeszcze mi nie przeszedł, ale co mi tam. Usiadłem na niej okrakiem i zbliżyłem swoją twarz do jej - No heeej i co teraz? - przysunąłem się jeszcze bliżej chcąc ją pocałować i sprawdzić reakcję.
Poczułem jak oplata mnie delikatnie nogami
- Mmmm, no wiesz, moglibyśmy... - ujęła moją twarz w dłonie. Mówiłem że już jest moja?
Nagle, tuż przed pocałunkiem znalazłem się pod nią i oberwałem poduszką po głowie
-... zjeść śniadanie - dokończyła schodząc ze mnie. A to spryciula. Nie powiem, zaintrygowała mnie.
- No weź... to tylko całus. Co ci szkodzi?
- A to mi szkodzi że kawa stygnie - pokazała mi język i poszła do mini salonu. Fajny ma tyłeczek, mrrr... No co? Jestem facetem i to wolnym.
Podreptałem za młodą
- Przyznaj się, tak na prawdę chcesz mnie pocałować.
- Nie, nie chcę. Z kąd w ogóle ten pomysł?
- Bo ja jestem Ashley Purdy - wyszczerzyłem w uśmiechu swoje ząbki.
- Przecież wiem. To nic nie zmienia
- Okey... - udałem smutnego i porwałem jej z rąk kawę.- A powiesz mi jak ja się znalazłem w twoim pokoju?
- No... to całkiem ciekawa historia. Siadaj, nie będziesz przecież tak stał jak kołek.
- Niech Ci będzie - klapnąłem obok niej na kanapie. - A więc słucham.
***Perspektywa Rose***
- Nie mów słucham bo Cię.... nie ważne. - ja to zawsze muszę coś palnąć. - Otóż, drogi panie Purdy. Znalazł się pan w moim pokoju ponieważ pana tu przyniosłam - wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu
- Jak to mnie tu przyniosłaś? I nie mów do mnie per pan bo to mnie postarza - zrobił obrażoną minę. Jak dziecko.
_ Tak to. Musiałam Cię tutaj przynieść bo zaliczyłeś zgon na kanapie w klubie. Potem przyszła ochrona, kierownik i dowiedziałam się, że twoje biuro podróży splajtowało i mają zamiar zostawić Cię razem z bagażami na plaży. - upiłam łyk kawy i patrzyłam jak uśmiech Asha lekko przygasa. Chyba był w szoku.
- Że co?! Chcieli mnie tak po prostu zostawić... I wtedy jak mniemam postanowiłaś mnie do siebie przygarnąć?
- Mniej więcej. Nie mogłam przecież na to pozwolić
- A to że jestem sławny wcaaale nie pomogło podjąć tej decyzji - stwierdził z ironią. Trochę się z nim podroczę, to może być zabawne
- Nie. Miałeś na twarzy maskę zebry. A poza tym: jesteś sławny? Nie wiedziełam
- Serio?
- Serio serio - oj Rose, nie ładnie tak kłamać. - W ogóle masz czym zapłacić za hotel? Bo jak na razie ja za Ciebie płacę
- Pewnie że mam! Tylko nie przy sobie. Zadzwonię do banku żeby zrobili przelew. Mogę pożyczyć telefon? Mój się rozładował
- Pewnie - podałam mu komórkę. Wybrał numer, chwilę rozmawiał a potem oddał mi go podejżanie się szczerząc...
- Z czego się tak cieszysz?
- Jesteś moją fanką kłamczucho!
Skąd on to wie... cholera, nie zmieniłam tapety. Brawo Rose
- No trudno, masz mnie. Jestem fanką Black Veil Brides. - jego uśmiech był rozbrajający - I co z tym przelewem?
************
Przepraszam za długą nieobecność, ale niestety nie miałam dostępu do komputera bo mój się zepsuł ;( Poza tym zbliża się koniec semestru i muszę wyciągać ocenki. Nie wiem kiedy napiszę kolejny rozdział... mam nadzieję że już niedługo :)